Stoję na zakręcie życia.
Droga przede mną rozszczepia się na dwie ścieżki.
Wiem, czego pragnę —
czuję to głęboko, pod warstwami lęku.
To wolność.
Nie ta iluzoryczna, obiecana przez świat,
ale ta prawdziwa —
płynąca z wnętrza,
nienegocjowalna, święta.
Ale nie mogę iść.
Nogi jak z waty,
dusza ciężka,
ciało wciągnięte w coś, co nie moje.
Brakuje siły.
Cała energia wypływa,
rozprasza się w nieznanym kierunku.
Czuję, jakbym była uwięziona
w pajęczynie dawnych wzorców.
Zakrzywione wspomnienia,
stare historie,
cierpliwie utkały sieć wokół mnie.
Programy…
zakorzenione głęboko,
jakby ktoś wszczepił je do krwi.
Rana niesprawiedliwości
wciąż świeża,
wciąż patrzy oczami dziecka.
Dziecka, które obserwowało
z przerażeniem i bezsilnością.
Uczyło się z milczenia,
z krzyku,
z powtarzanych gestów dorosłych,
którzy sami kiedyś utknęli.
Codzienność była jak mantra –
te same czynności,
te same reakcje,
ta sama pustka.
A dziecko… zapisywało wszystko.
Każdy grymas, każdy cień, każdy chłód.
A teraz, w dorosłości,
to dziecko stoi we mnie
i woła: „Chcę żyć inaczej.”
Ale jak wydostać się
z tej plątaniny emocji i przekonań?
Jak przeciąć niewidzialne nici,
które oplatają duszę?
Bezsilność mówi jako pierwsza.
Jej głos drży…
przebija się przez skórę
i przemienia się w frustrację.
Potem dołącza smutek,
cichy przewodnik,
który zna drogę w ciemności.
Kolejna emocja, kolejna łza…
I tak kręcimy się w kółko —
latami.
Czas płynie,
a my z nadzieją wpatrujemy się w przyszłość,
jakby ona miała przynieść wybawienie.
Ale coś się zmienia.
Powoli.
Emocja po emocji —
uwalnia się.
Nie dramatycznie. Nie gwałtownie.
Ale jak poranna mgła,
która cichutko znika,
odsłaniając krajobraz.
A wtedy —
jakby nic…
sieć traci swoją moc.
Nie trzyma już tak mocno.
I w tym jednym momencie —
tym cichym,
niezauważonym przez świat —
rodzi się coś nowego.
Nowa myśl.
Nowe odczucie.
Nowa droga.
I tym razem…
to już moja droga.
Nie pożyczona. Nie narzucona.
Zrodzona ze mnie.
Z wolności,
która nie prosi o zgodę.
Kliknij tutaj, masz dostęp do innych moich wierszy-
Wewnątrz na Zewnątrz