Zaobserwowałam już jakiś czas wcześniej, że nie umiem specjalnie cieszyć się niedzielą w dniu który uważałam zawsze, że powinien być poświęcony wyłącznie dla rodziny. Partner mój przez długi czas w niedziele jeździł na turnieje sportowe i spędzał tam pół dnia. Były o to wieczne awantury, skończył jeździć, ponieważ skończyło się kontuzją nogi. Moje prośby, płacz, groźby były, jak bym była niewidzialna, nieważna.
Przyszedł sen; W niedzielny poranek obudziłam się i widzę, mojego męża jak jest, gotowy do wyjścia z domu, jest elegancko ubrany. Wewnątrz mnie odczuwam dużą złość, wpadam w furię i rzucam talerzami i w tym padają słowa, że rzucam serwisem ślubnym. Przyjeżdża po niego kolega i twierdzą, że jadą do pracy, kłamią mnie prosto w oczy, spoglądam na męża, że ma na sobie krawat i koszule a prace, jaką wykonuje to praca fizyczna na budowie. Jestem bezsilna, bezradna, zła na wszystko. Płącze i chce, zakończyć to małżeństwo dlatego rzucam serwisem ślubnym, który patrząc, na niego to każdy talerz był inny i byle jaki. Potuczone talerze zbiera babcia mojego męża z pierwszego małżeństwa, to symbol babci pokazuje mi że problem jest od lat. W całym tym sennym przedstawieniu uczestniczą; mój pasierb, który zachowuje się dokładnie tak samo, jak swój tata. Z uśmieszkiem na twarzy twierdzi, że to przecież nic złego, że tata chce wyjść z kolegami. W życiu w przysłowiu mówi się, że: nie daleko od jabłoni spada jabłko:, więc nie ma tu dziwnego jaki ojciec taki syn. Z boku tego wszystkiego przygląda się mój syn z pierwszego małżeństwa, który wypowiada słowa; mamo daj już spokój temu małżeństwu: Obserwując to w swoim własnym śnie i pięknie mi pokazało, że kolega, który przyjechał, po mojego męża kompletnie nie jest obecny w czynnym udziale swojej rodziny. Jest fizycznie obecny, ale jest myślami kompletnie gdzie indziej i często jest odurzony alkoholem. Każda niedziela w ich domu jest, pełno kolegów a dzieci wychowują, dzieci Krzycząc w śnie i odgrażając się, że odchodzę już na zawsze mam w rękach paszport męża, który chowam. Po co to robię, zadaje sobie sama pytanie i przychodzi zaraz odpowiedź; nie chcę, żeby odszedł za daleko:.
Przejdźmy do rzeczywistości i analizy mojego snu, który postawił mnie na nogi i pozwolił, żebym go zapisała. Wspominam w opisie snu wcześniej, że partner wychodził na turnieje sportowe, po kontuzji kolana został już moim mężem. W partnerstwie dokładnie tak było, czułam się bardzo samotna, ponieważ zawsze było coś ważniejszego niż ja. W małżeństwie- uczucie samotności trwa nadal, choć niedziele byliśmy, w swoim towarzystwie to uważam, że nie byliśmy obecni uczciwie przy sobie. Większość niedziel w domu to oglądanie meczu w telewizji a czasami kilku lub wyjście do znajomych, żeby panowie mogli obejrzeć mecz.
W moim rodzinnym domu myślę, że dla mnie niedziele były wielkim rozczarowaniem, ponieważ wiedziałam, że to jest dzień wolny od pracy. Spodziewałam się, że będę z rodziną razem i będziemy robić coś miłego, że spędzimy wszyscy razem trochę wspólnego czasu. Niestety pamiętam więcej złych niedziel, w których mentalnie mama była nieobecna lub fizycznie ojciec był nieobecny. W dorosłym życiu nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego mój partner, a potem już mąż nie wychodzi z inicjatywą spędzenia weekendu czy niedzieli. Przyglądając, się dzisiaj temu wszystkiemu widzę, że przekonanie, że jestem niewidzialną, nieważną, niekochana, brak bezpieczeństwa prowadziły mnie przez życie. A tak nie jest, to ja w to uwierzyłam jako dziecko i dzisiaj wiem, że były to powielane schematy z pokolenia na pokolenie. Chowając paszport w śnie, też tak robiłam w realiach, niestety tak samo chowała moja mama, nie był to koniecznie paszport. Pamiętam, jak moczyła buty w wannie, żeby tata nigdzie nie poszedł i w życiu moja siostra chowała buty swojemu partnerowi.
Moja mama tak bardzo potrzebowała obecności partnera, ja tak bardzo potrzebowałam obecności partnera.
Nie powielę już tego schematu dalej, ponieważ to zrozumiałam i wiem, że zasługuję w pełni na bycie kochaną i szczęśliwą a mąż mój niech się goni, jeśli nie zauważy moich potrzeb i nie nauczy dzielić się wspólnie w życiu i celebrować każdy piękny nowy dzień razem ze mną.
Przepiękny artykuł Pani Barbaro, bardzo życiowy a jednak inspirujący
Dziekuje serdecznie