Każdego dnia mamy wybór i możemy zdecydować którego wilka karmimy.
Życie płynie, słońce wstaje każdego nowego poranka i świeci, nikogo nie wyróżnia, dla wszystkich jest takie same. Nie ma to znaczenie kimkolwiek i gdziekolwiek jesteś.
To nasze prawa do czerpania radości z podziwiania tego piękna oraz z jego korzystania.
Teraz jestem na fali z życiem, ale nie zawsze tak było.
Czasami jestem pod falą, ale uczę, się wstać najszybciej jak jest, to możliwe z nie karceniem siebie za upadek.
Uczę się i wyciągam wnioski, widzę, co stworzyłam i obserwuję, drogę, którą idę.
Błądzę, upadam, bo to moje doświadczenia, ale kiedy mam zrozumienie dla siebie samej to ból jest łagodniejszy i krótszy.
:[Czas goi rany] – słyszę to od zawsze, uświadomiłam sobie, że to powiedzenie nie jest sprecyzowane dokładnie. Myślę, że; [Czas goi rany, tylko wtedy kiedy uwolnimy swoje wzorce i programy to wtedy rana nie jest tak bolesna]
Zdecydowałam poznać siebie, zajrzeć bardzo głęboko w moje serce, w głąb siebie, poznać i poczuć uczucia, które są wewnątrz mnie.
Tutaj zaczęła się moja prawdziwa podróż z pełną świadomością i obserwacją siebie.
Zaobserwowałam, że mam duży opór, żeby pójść dalej tą drogą, na której były olbrzymie głazy w postaci obwiniania oraz krytyki do rodziców, Boga, innych ludzi i również siebie.
Kolejną drogą był żal i wprowadzał mnie w pozycje ofiary.
Kiedy próbowałam, cokolwiek z tego zmienić to na drodze stanął mi lęk, niestety nie był on kolorowy.
Był ogromny, przerażający a ja stojąca przed nim podjęłam decyzje, że spojrzę mu w oczy i zaprzyjaźnię się z nim.
Stał jak strażnik na bramie otoczonym wielkim murem i jego rolą było powstrzymanie mnie przed wejściem do wewnątrz.
Pewnego dnia to wszystko zrozumiałam, kiedy właśnie życie mnie zatrzymało na tygodnie w łóżku.
Zostałam zmuszona zostać sama ze swoją chorobą i lękiem, który był przerażający i dosłownie paraliżujący.
Ciało do mnie krzyczało od dłuższego czasu, ale my myślimy, że jesteśmy ze stali i niepokonani. Wymówki i tłumaczenia towarzyszyły mi w podróży, bo nie chciałam tam zaglądać, wolałam iść za znanym.
Z uśmiechem na twarzy dzisiaj decyduje i zapraszam siebie na spacer. Ustalam, z jaką intencją idę i przyglądam się swoim towarzyszą podróży, które niosę w plecaku na plecach.
Obserwuje bacznie moje ciało, często plecak w początkowej fazie jest ciężki co bolą też plecy, ale z każdym krokiem wyrzucam jego zawartość.
Zaobserwowałam, że kiedy zdecydowałam się na odwagę i wypowiedziałam dane słowa i z asertywnością użyłam magicznego; ” NIE ” przychodził ból gardła, teraz już wiem, że to faza zdrowienia.
” Kocham siebie zawsze i wszędzie ” -to wędruje do mojego plecaka, dla mnie to miłość bezwarunkowa.
Długą miałam podróż, żeby zrzucić zbroje, ściągnąć maski odczepiać wszystkie etykiety ze świata iluzji.
Moje zatrzymanie doprowadziło mnie do przejścia przez klepsydrę ze świata dualnego w świat niedualny, kiedy połączyłam swoją świadomość z obserwacją.
Jestem tutaj z podróży, jaką przeszłam z sercem otwartym na dalszą kreację siebie.
Nie ma, przy tobie nikogo bliskiego komu możesz zaufać, natomiast bardziej bliski i znany jest ci lęk i ból.
Przychodzące bolące doświadczenia każdego dnia, spadają na ciebie jak meteorytowy deszcz.
Moment, w którym leżysz i próbujesz, się wyciszyć zagłusza paplający umysł, który podsuwa myśl za myślą nasączoną lękiem.
”Co się dzieje, co ze mną jest nie tak?”- pytanie, które zadałam sobie w moim zatrzymaniu.
Moje ciało odczuwało płynący gorący ogień wzdłuż kręgosłupa, drętwiała mi prawa noga.
Brzuch mój robił się nie raz większy, w sytuacjach sterowych.
Skaczące nerwy w całym ciele co powodował też gorsze samopoczucie.
Z Infekcją gardła walczyłam, kilkanaście miesięcy co dalej poprowadziło, do chorych zatok i odkładającej się ropie w głowie, co totalna biologia pięknie nam pokazuje, jakie kryją się za tym konflikty do uzdrowienia.
”Nie miałam poczucia bezpieczeństwa”- przyszło do mnie zrozumienie, kiedy zatrzymało mnie drętwienie nogi i dołączył się jeszcze problem z dyskiem, co mówiło mi, że nie ruszę dalej, dopóki czegoś nie zmienię.
Drętwienie dotyczy zablokowania funkcji danej kończyny, jeśli nogi, niechęć do kontaktu z matką, nie chcę gdzieś iść, chodzić. Przede wszystkim niechęć do robienia czegoś.
Oczywiście ma to sens, wykonywałam pracę, którą nie chciałam wykonywać, ale musiałam zapewnić sobie i dziecku poczucie bezpieczeństwa, co wiązało się z żalem do siebie oraz w dalszym uzdrowieniu doszłam, do mojego wewnętrznego dziecka co nie czuło się komfortowo i bezpiecznie. Dysk i noga to ta blokada, która prowadziła mnie do zmiany.
Przyszły zmiany skórne, zabawna historia z dzisiejszego punktu widzenia. Choroba somatyczna ciała, miałam alergię skórną, która dotyczyła detergentów chemicznych. Czułam, że moja alergia jest z tym powiązana.
-Wykonuję pracę, która nie chce wykonywać.
-Alergia poprowadziła mnie do powrotu do matki.
Dzisiaj już mogę stwierdzić, że moje doświadczenie pokazało mi, że wiara, prowadzenie i siła jest wewnątrz mnie.
Mój rycerz uzbrojony był w silniejszą zbroję i wtedy odczuwałam, ogromny lęk, żeby się do niego zbliżyć.
Byłam w takim stanie zawieszenia kilka tygodni, wyniki były dobre, natomiast opinia lekarska nie robiła na mnie żadnego wrażenia.
Jednego dnia usłyszałam, że nic mi nie jest, kiedy ja właśnie czułam ból całego ciała, kolejnego dnia usłyszałam, że jest duży stan zapalny w ciele i w głowie po prześwietleniu poinformowano mnie, że natychmiast muszę poddać się operacji. Miałam mieć otwieraną głowę, ponieważ w dolnej jej części była zbyt ryzykowna ilość ropy.
Z bezsilności mogłabym się poddać, sama nie wiem, jak by się to wszystko skończyło i potoczyło dalej.
Cicho głos wewnętrzny mi mówił-; bezsilność:
Kiedy postanowiłam, się jej przyjrzeć to wtedy jak by otworzyła się jakaś brama uczuć. Niestety na tamtą chwilę dla mnie były to bardzo ciężkie uczucia.
Moja desperacja i złość była tak wielka, że usłyszę, co ta bezsilność chce mi powiedzieć.
Obolała, leżąca, zapłakana gotowa do boju w umyśle, oraz wewnętrznej walca, czy poddać się operacji?
Czułam, się jak by mi po głowie moja bezsilność stukała.
Ok pomyślałam; [nie mogę się ruszyć], ale przyszła myśl; [możesz czuć].
Wróciłam czuciem i myślami do mojego brzucha, który teraz był napięty i wielki jak balon. Położyłam na nim ręce i objęłam go mocno i zapytałam, go co czujesz?, odpowiedz przyszła natychmiast; – [bezsilność].
Bezsilność do kogo i czego?
Wewnątrz mojego brzucha poczułam, jak by kopnięcie tak jak by mała nóżka dziecka kopnęła i mocno się zaparła. Powiązałam, fakty przecież tutaj chodzi o tę mała bezsilną dziewczynę, powrót do jej przeszłości.
Wtedy puścił jeden zamek mojej bramy do wewnątrz i patrząc, na niego zaobserwowałam, że mój rycerz lęk w ogóle mi w tym już nie przeszkadza.
To było, coś jak by wpadło słońce w moje wnętrze i rozświetliło wszystkie zakamarki jego.
Promienie słońca były, ciepłe pozwoliłam sobie wejść w to uczucie, bo było bardzo przyjemne.
Odkryłam wtedy, że wpuszczam, to uczucie z góry głowy a przychodzi z nieba i zaczyna, oświetlać moje wnętrze przechodząc, przez wszystkie części ciała dochodząc, do stóp i zabierając to wszystko, co niepotrzebne do ziemi.
Wizualizowałam, że są to boskie promienie.
Ku mojemu zdziwieniu zaczęłam już czuć się lepiej, wtedy o własnych siłach wstałam, poszłam, po kluczyki od samochodu i pojechałam na basen. Od kilku tygodni nie mogłam jeździć samochodem, bo nie mogłam ruszać dobrze nogą. Nie wiem, co w danym momencie czułam, ale przydusiłam pedał gazu i ruszyłam do przodu. Chciałam jak najszybciej znaleźć się na basenie i kiedy się tam znalazłam, czułam się jak mała ryba w wodzie.
Teraz zrozumiałam, że mam moc i siłę, którą my wszyscy mamy, ale i tez zrozumiałam, że możemy też się czuć jak złota rybka, która przez naszą manifestację myśli spełnia nasze życzenia. Żeby być, ta złotą rybką to należy wrócić do własnego wnętrza.
Moja bezsilność mnie zaprowadziła tutaj i pokazała, że to była bezsilność małego zranionego dziecka. Teraz mam już moc, siłę i świadomość jak oświetlać każdego dnia swoje wnętrze, gdy widzę i czuję, że coś chce, bym na niego spojrzała. To coś to emocja, która woła do uzdrowienia.
Mój rycerz lękowy przestał być karmiony i jest coraz mniejszy.
Przyszło do tego piękno wewnętrzne, wartość, empatia, pokora i zrozumienie.
Wiara w siebie, zaufanie do życia, że toczy, się dla mnie, a nie przeciwko mnie.
Wzięłam wiatr w żagle i wypływam na coraz to większe wody.
Widzę swoją wartość oraz swoje talenty i w podziękowaniu to chce ofiarować światu.
Odkryłam narzędzia, jakimi wszyscy możemy dysponować.
Wierzę, że zawsze już mogę liczyć na siebie oraz na opiekę ze strony Wszechświata.
Na koniec mojej historii dopowiem jeszcze, że lekarz, który chciał, mnie natychmiast operować zaznaczył, że nie mam czasu na przemyślenia, bo rano może być za późno.
Nie podważam ciężkiej pracy lekarzy, próbuję tutaj pokazać moją prawdziwą historię.
Rano udałam się do innego lekarza na konsultacje i otrzymałam antybiotyk na stan zapalny w ciele.
Po kilkunastu dniach udałam się na prześwietlenie mojej głowy, choć czułam, że nie mam już w niej ropy, ale dla siebie chciałam to sprawdzić.
Usłyszałam, że moja głowa jest czysta, a w dodatku czuje się dobrze i już nic mnie nie boli, wszystko wróciło na swoje miejsce.
Zaobserwowałam, że kiedy przezywam, jakąś emocje co dotyczy, mojej rany z okresu dzieciństwa wtedy powiększa mi się brzuch, a ja uczę się jak ukochać tę małą dziewczynkę i zaopiekować się nią, żeby czuła się już zawsze bezpiecznie, bo mam świadomość, że już na zawsze będzie ze mną.
We wszystkim tym, co doświadczyłam, chodzi o to, że wołały do mnie te uczucia, to był ten głos, który chciał zostać usłyszany.
Życie musiało, mnie zatrzymać, żebym mogła, to zrozumieć.
Wewnątrz na zewnątrz.