Dziedziczne zamartwianie

Martwię się o rodzinę, o dom, o jutro,
o bliskich, o spokój, o to, co niepewne.
Czy starczy pieniędzy? Czy wszyscy wrócą?
Czy dzień minie w ciszy, czy przyniesie lęk?

Od dziecka to czułam, było w powietrzu,
w spojrzeniu mamy, w westchnieniu babci.
Zamartwianie się było jak oddech,
obecne zawsze – od rana po noc.

Pradziadkowie martwili się o ziemię,
o dom, co chciano im siłą odebrać.
Wysłali dzieci w świat daleki,
już nigdy więcej ich nie widzieli.

A lęk pozostał, rósł przez lata,
przechodził z serca w serce kolejne.
Teraz i ja go czuję w sobie,
jak echo dawnych, niespokojnych dni.

Lecz dziś zatrzymuję się i pytam:
Czyje to troski? Czyja to wina?
Kto mówi we mnie? Ja czy przodkowie?
Czy to ja się boję, czy tylko powtarzam?

Oddycham głęboko, oddaję ciężar,
już nie chcę dźwigać lęków sprzed lat.
Pamiętam historię, ale ją puszczam,
wybieram spokój, wybieram światło.

Na pamiątkę zasadzę drzewo,
niech rośnie silne, niech niesie życie.
Niech nowe pokolenia znają radość,
bez ciężkich myśli, bez dawnych trosk.

🌿 Zamartwianie nie musi trwać wiecznie.
Dziś je kończę.

Kliknij tutaj, masz dostęp do mojego bloga-

Wewnątrz na Zewnątrz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *