Przyszedł moment, kiedy płacz stał się nie do opanowania. Był tak intensywny, że nie mogłam się powstrzymać. Obudził mnie sen, ukazujący mi otoczenie w płomieniach – budynki, mosty. Pomimo tego była w nim uderzająca świadomość bezpieczeństwa dla mnie i mojej rodziny. To było nowe. Często odczuwałam strach o najbliższych. Teraz, niezdolna do wstania z łóżka, pochłonięta płaczem, uświadomiłam sobie jego terapeutyczne działanie. Łzy te oczyszczały całą moją przeszłość, tę spaloną w śnie. Czułam, że stałam się inną osobą, nie pozwalając już na tak bolesne doznania.
Ostatnio nauczyłam się żyć w samotności, uświadamiając sobie, że mogę polegać tylko na sobie. Nie prosiłam nikogo o nic, nie chciałam ponownie się sparzyć. Stopniowo wszystko zaczęło mi się układać, a w sercu zagościł wewnętrzny spokój. Choć brakowało mi ciepłego uścisku, wsparcia męskiego ramienia. Tęskniłam za tą opoką, którą miał być dla mnie ojciec, lecz której nigdy nie otrzymałam.
Moje dzieciństwo nie było pełne wsparcia, miłości ani poczucia bezpieczeństwa ze strony ojca, jak już wspominałam. Ta bolesna prawda ciążyła na mnie przez lata. Obserwując jak podobne wzorce zaczynają pojawiać się w moich związkach, te subtelne, ale niepokojące echa mojej przeszłości stawały się coraz bardziej wyraźne.
Teraz, gdy zdaje mi się, że wiem tak wiele, że jestem już tak daleko, że pokonałam taką drogę, nadchodzą dni, kiedy wydaje mi się, że „nic nie wiem”. Dni, kiedy patrzę na moje doświadczenia, zapisane w podświadomości jako rany, które są wciąż bliznami. W tych chwilach zastanawiam się, czy moje myślenie jest poprawne, czy moja świadomość podsuwa mi myśli z przeszłości. Wtedy naprawdę „nic nie wiem”.
Jednak pewnego dnia uświadomiłam sobie, że wszystko ze mną jest w porządku. Mimo że jedna część mnie nadal czuje i pamięta te rany, jest we mnie ta druga część, która już pracuje z moją świadomością. Świadomością, która jest dla mnie wszystkim – całym wszechświatem, miłością, Bogiem.
Uczę się patrzeć na wszechświat z perspektywy, gdzie ja sama jestem jego integralną częścią, że życie mnie kocha i wspiera. Zmieniłam kierunek swojej ścieżki, krocząc powoli, krok po kroku, w zgodzie z całym wszechświatem i jego miłością. To pozwala mi napełnić moją wewnętrzną pustkę, która tak długo wołała o miłość. Pozwalam sobie na miłość, bo na nią zasługuję.
Kiedy jestem napełniona miłością, moja energia, moje wibracje, całkowicie się zmieniają. Moje zmysły się otwierają, widzę więcej, czuję więcej, więcej otrzymuję. Przyciągam to, czym jestem, co czuję, czym jestem napełniona.
Poznałam swoją przeszłość, teraz pracuję nad jej uzdrowieniem, aby rany z czasem się zagoiły. Najpierw muszę je oczyszczać. Moja przeszłość może być moim echem, ale nie musi definiować mojego przyszłego ja. Jestem teraz na ścieżce samopoznania i samouzdrawiania, by wreszcie pozwolić sobie na pełną miłość do siebie, do życia i do wszechświata.
Klikając tutaj możesz się więcej zainspirować;
Moja przeszłość jest częścią mnie, ale nie definiuje mnie. To, co naprawdę liczy się, to to, kim jestem teraz, i kim mam potencjał stać się w przyszłości. Jestem pewna, że droga do przodu jest pełna obiecujących możliwości i z spokojem patrzę na to, co niesie przyszłość.
Klikając tutaj możesz przeczytać więcej moich wpisów;
Wewnątrz na zewnątrz.