Kobieta długo nie wiedziała, kim naprawdę jest.
Zawsze w ruchu, zawsze dla innych.
Silna, choć zmęczona.
Niosła więcej, niż powinna –
Za siebie, za dzieci, za mężczyznę.
Wierzyła, że musi być twarda,
Że tylko wtedy przetrwa.
Ale w głębi serca tęskniła…
Za miękkością, za spokojem,
Za byciem po prostu sobą –
Nie wojowniczką, lecz Boginią.
I gdy wreszcie stanęła na swoim miejscu,
Bez masek, bez walki,
Zaczęła odzyskiwać swoją prawdziwą moc.
Nie z gniewu, lecz z obecności.
Nie z lęku, lecz z miłości.
Wtedy on – mężczyzna – poczuł wezwanie.
Do powrotu.
Nie do dominacji,
Ale do zakorzenienia.
Do bycia Królem, który czuwa, chroni,
Który kocha, a nie kontroluje.
Gdy ona przestała dźwigać wszystko sama,
On odzyskał przestrzeń, by stać się sobą.
Nie chłopcem, nie cieniem –
Lecz mężczyzną w pełni serca i siły.
I coś się wydarzyło.
Coś cichego, a jednocześnie potężnego.
W ich wnętrzach zapanowała równowaga.
Energie żeńska i męska przestały walczyć –
Zaczęły tańczyć.
To był taniec życia.
Taniec, w którym nie ma lepszego ani silniejszego.
Jest współistnienie, wzajemność,
Puls serca i oddechu.
Z tej harmonii rodzi się nowy świat.
Świat, w którym kobieta jest Boginią –
Nie dlatego, że walczy,
Ale dlatego, że JEST.
A mężczyzna jest Królem –
Bo stoi przy niej.
Razem tworzą pieśń.
Pieśń życia, miłości i mocy.
Która płynie przez ciało, przez duszę, przez ziemię.
Która uzdrawia.
Która przypomina nam wszystkim,
Kim naprawdę jesteśmy.
Kliknij tuta, zainspiruj się moimi innymi wierszami-
Wewnątrz na Zewnątrz