Matki moich matek,
kobiety, które szły przede mną —
widzę was.
Widzę wasze zmęczone dłonie,
które przez lata budowały domy z nadziei.
Wasze serca, które nauczyły się kochać w oczekiwaniu,
na tych, którzy nie potrafili zostać.
Widzę wasze oczy — wpatrzone w drzwi,
z nadzieją, że tym razem wrócą inni.
Widzę waszą walkę — cichą, codzienną,
o miłość, o bezpieczeństwo, o miejsce na ziemi.
Walczyłyście za dwóch.
Czekałyście za trzech.
Nieustannie wierzyłyście, że zmiana przyjdzie z zewnątrz.
A ona nie nadchodziła.
I wtedy zaciskałyście pięści mocniej,
nosiłyście jeszcze więcej —
bo nikt inny nie umiał, nikt inny nie chciał.
Dziś, z pokorą i miłością,
przestaję powtarzać waszą walkę.
Przestaję czekać na taką zmianę.
Oddaję wam wasze losy,
wasze nadzieje, wasze niezrealizowane tęsknoty.
Z wdzięcznością. Z głębokim szacunkiem.
Bez gniewu. Bez żalu.
Dziękuję wam za życie, które przez was płynie we mnie.
Za siłę, którą budziłyście nawet w cierpieniu.
Ale teraz — wybieram swoją drogę.
Zdejmuję z ramion płaszcz niekończącej się walki.
Otwieram dłonie — już wolne od oczekiwań i ciężaru.
Robię miejsce w sercu na lekkość, na spokój, na miłość.
Idę dalej.
Nie w walce. Nie w czekaniu.
W życiu. W pełni. W sobie.
Kliknij tutaj masz dostęp do innych moich wierszy-
Wewnątrz na Zewnątrz