Zasoby moje rodu były dla mnie niewidoczne,
Ciążyło we mnie wiele emocji, jak kamienie ukryte w mroku.
Ilość żalu i gniewu ściągała mnie w dół,
Gorycz przysłaniała piękno, jak mgła górskie widoki.
Lecz gdy usiadłam do wglądu w siebie,
Spojrzałam na drzewo rodowe,
Odczułam powtarzające się dynamiki:
Lojalności, wyparcia, chaosu sprzed lat.
Widok ten był jak węzeł, który należało rozplątać,
Jak labirynt ścieżek prowadzących do dawnych ran.
Trudy i bóle, co w sercach spoczywały,
Były jak kamienie, które niosły wszystkie kobiety.
Każda z nich, pełna odwagi, przechodziła przez ciemność,
Cierpienie przemieniała w codzienne życie.
Nic więc dziwnego, że czułam brak zasobów,
Utknęłam, jak one, w zamkniętym zmroku.
Ale gdy spojrzałam głębiej, przez mgłę żalu,
Dostrzegłam ich piękno, siłę i wrażliwość.
Zrozumiałam, że z bólu rodziła się moc,
Z ciężaru wyrastała siła.
Ich łzy nie były daremne – były jak deszcz,
Który nawadniał korzenie drzewa naszego rodu.
Z bólu cierpienia wyłoniła się moc,
Kobiet, co niosły ciężary z odwagą.
Ich dłonie, spracowane, były pełne miłości,
Ich serca, choć pęknięte, biły dla przyszłości.
I wtedy zrozumiałam: już nie muszę dźwigać jak wy,
Kochane, zostawiam przy was to, co wasze.
Idę ku swojemu życiu, wolna i pełna siły,
Biorę waszą odwagę.
Wasze westchnienia, które unosiły się w powietrzu,
Są teraz moją pieśnią nadziei.
Patrzę w przód, w przyszłość, w świat pełen możliwości,
By tworzyć coś pięknego – na waszą pamiątkę.
Drzewo rodowe stoi mocno, jego gałęzie rosną ku niebu,
A ja, owoc jego korzeni, odradzam się na nowo.
Z waszą mocą, kochane kobiety.
Idę, by rozkwitnąć, by nieść światło waszej miłości.
Niech wasze życie, choć pełne trudów,
Będzie świadectwem siły, którą noszę w sercu.
Kliknij tutaj, masz dostęp do moich innych wierszy-
Wewnątrz na Zewnątrz