Trzymane w dłoni niewidzialne sznurki,
każdy ruch świata musiał być znany.
W głowie – scenariusze, w sercu – napięcie,
oddech krótki, dzień zaplanowany.
Telefon w ręce – jak tarcza i miecz,
czy on jest? czy mówi prawdę?
Nie było miejsca na ciszę i zaufanie –
dzieciństwo nie znało bezpieczeństwa.
W domu – czuwająca postać matki,
spięta, obecna, na straży przetrwania.
Z czasem – nauczone to samo:
żeby przetrwać, trzeba kontrolować.
Aż pewnego dnia… zatrzymanie.
Dłoń nie sięga już z automatu.
Oddech staje się pełniejszy.
Ciało mówi: „Wystarczy.”
Wewnętrzna strażniczka – ta, co czuwa,
ta, co mówi: „Uważaj. Nie ufaj nikomu.”
Otrzymuje nowy głos:
„Teraz nie jesteś sama. Możesz odpocząć.”
Oddany zostaje ster –
nie w próżnię, nie w chaos.
Ale do środka. Do serca.
Do miejsca, które czuje i ufa.
Nie trzeba już wiedzieć wszystkiego.
Nie trzeba sprawdzać, pytać, śledzić.
Świat nie wali się, gdy nie ma kontroli.
On po prostu… płynie.
Wewnątrz na Zewnątrz